Moje inspiracje 2019

Nie traktuję przełomu lat jako okazji do życiowej rewolucji. Narysowałam o tym kilka lat temu antidotum na krótkotrwałe, noworoczne postanowienia i od tego czasu nie zmieniłam zdania. Trudno mi zarazem przejść obojętnie obok zmiany daty w kalendarzu. To był intensywny, momentami trudny, ale też inspirujący rok, dlatego uznałam, że podsumuję go przez pryzmat inspiracji właśnie. Wybrałam osiem, które w ostatnich miesiącach najbardziej wpłynęły na mój sposób myślenia, pracy i ładowania baterii. O części z nich na pewno przeczytacie tutaj jeszcze nie raz i nie dwa.

Koncepcje

W pierwszym poście na tej stronie napisałam, że będę opisywać, jak łączę kropki w moim zawodowym świecie. Każda z tych inspiracji jest taką kropką, ale koncepcje są dla mnie szczególnie ważne, bo poszerzają wachlarz narzędzi, z których korzystam na co dzień. Powodują u mnie efekt „Acha!”, który sprawia, że widzę inaczej, rozumiem więcej, a dzięki temu więcej mogę zdziałać.

Myślenie systemowe

Myślenie systemowe, czyli „dyscyplina widzenia całości”, sztuka dostrzegania relacji i zależności zafascynowało mnie już rok wcześniej. Zgłębianie i praktykowanie tego podejścia było zdecydowanie moim numerem jeden również w 2019 roku. Niby nic takiego, przecież każdy z nas łączy fakty, prawda? Pokuszę się o hipotezę, że większość z nas funkcjonuje na co dzień, rejestrując pojedyncze zdarzenia, jak migawki zdjęć. „Nie mamy (mitycznego) czasu”, ani narzędzi, żeby dostrzegać i interpretować prawdziwe relacje pomiędzy zdarzeniami, pływamy po powierzchni, zadowalając się widokiem wierzchołków gór lodowych. Narzędzia myślenia systemowego, takie jak na przykład góra lodowa właśnie (opowiadam o niej w krótki nagraniu), pomagają całościowo analizować, zrozumieć sytuacje, zdecydować, w jakie działania faktycznie warto zainwestować czas i energię, aby pozbyć się problemu albo zmienić istniejące status quo. To podejście poszerza horyzonty w pracy, ale pomaga też lepiej zrozumieć siebie. O tym, od czego proponuję zacząć przygodę z myśleniem systemowym, przeczytacie w części o książkach.

Analiza Transakcyjna

Analiza Transakcyjna to moja nowa przygoda intelektualna, choć z jej elementami spotkałam się już kilka lat temu. Uważam tę koncepcję psychologiczną za wyjątkowo intuicyjną i użyteczną w codziennej pracy z zespołami. Pięknie też współgra z myśleniem systemowym. Jej podstawą jest założenie, że w naszym JA współistnieją trzy schematy: Ja – Dziecko (spontaniczne, zbuntowane i uległe), Ja – Dorosły (racjonalna, analityczna część ja) i Ja – Rodzic (opiekuńczy oraz normatywny – twórca i strażnik reguł). Wokół nich powstały ciekawe koncepcje m.in dotyczące naszych zachowań i sposobu komunikacji (czyli transakcji, jakie między sobą zawieramy). Na przykład jeśli mówię do kogoś w sposób nakazujący, nieznoszący sprzeciwu („z Rodzica”), bardzo prawdopodobne, że spotkam się z automatyczną odpowiedzią ze schematu dziecka (zbuntowanego – „Ale to bez sensu!”, albo uległego – „Tak, oczywiście, już robię”). Pytanie, czy taką właśnie miałam intencję. Każdemu z nas wydaje się, że jest w 100% wyjątkowy, tymczasem, kiedy spojrzeć na nas z perspektywy lotu ptaka, można dostrzec wzorce zachowań, które pomagają zrozumieć, a nawet przewidzieć pewne sytuacje. Znajdziecie tutaj również koncepcje gier psychologicznych, czy skryptów (automatyzmów) według których postępujemy, a także takie dotyczące już bezpośrednio pracy z organizacjami. AT jest wykorzystywana do pracy z managerami, zespołami (od top managementu po zespoły operacyjne) i całymi organizacjami, pomaga rozwiązywać problemy, a także projektować zdrowe, rozwijające środowisko pracy i współpracy. Jako wstęp do AT polecam Wam książkę „Urodzić się by wygrać”. Wiem – straszny tytuł. Tak straszny, że aż strach zaglądać do środka. Gdybym nie dostała jej w prezencie od eksperta w dziedzinie (dziękuję raz jeszcze, Mariusz!), sama bym po nią nie sięgnęła. Tym bardziej polecam, a także stronę analiza-transakcyjna.pl.

Książki

W tym roku książki bardziej studiowałam, niż czytałam. Rysowałam i spisywałam notatki, odkładałam i wracałam do nich, za każdym razem znajdując coś nowego. Wybrałam dwie, z którymi spędziłam w tych moich nieregularnych cyklach sporo czasu.

P. Senge: Piąta dyscyplina. Teoria i praktyka organizacji uczących się

Organizacja ucząca się, czyli taka, która potrafi dostosować się do warunków rynkowych, wyciągać wnioski z popełnianych błędów i nie powtarzać ich oraz w pełni wykorzystać potencjał ludzi, którzy ją tworzą – zarówno do uzyskania przewagi konkurencyjnej, jak bieżącego, wspólnego rozwiązywania problemów, to marzenie nie jednego managera. Według Petera Senge, aby ją osiągnąć, niezbędna jest tytułowa „piąta dyscyplina”, czyli myślenie systemowe. Autor definiuje organizację (każdą) jako skomplikowany system zależności i interakcji. Ignorowanie tego faktu i nieszanowanie naukowych praw rządzących tą domeną, jest jego zdaniem przyczyną problemów w większości firm. Obok myślenia systemowego pojawiają się cztery inne dyscypliny, niezbędne do osiągnięcia tak funkcjonującej organizacji – mistrzostwo osobiste, modele mentalne, wspólna wizja oraz zespołowe uczenie się (ang: personal mastery, mental models, shared vision, team learning). Krótki opis tutaj traktuję jako zajawkę szerszego wpisu – o tym, jak w moim rozumieniu Piąta dyscyplina koresponduje ze zwinnym podejściem (ang. agile).

Książka Petera Senge to podręcznik, który wprowadza w dziedzinę myślenia systemowego na przykładzie funkcjonowania skomplikowanego systemu, jakim jest każda organizacja. Polecam ją szczególnie managerom, Scrum Masterom, Agile Coachom, konsultantom, którzy na co dzień pracują z materią organizacji, które chcą być uczące się.

Giulia Enders: Historia wewnętrzna. Jelita – najbardziej fascynujący organ naszego ciała

Izabela, Lean Agile Coach, lider, babka, która obiecała, że będzie tu pisać o tym, co ułatwia jej na co dzień pracę z zespołami i jak pracuje z organizacjami, jako swoją książkę roku poleca tytuł o… jelitach. To chyba żart. Wcale – książka jest dla mnie kwintesencją myślenia systemowego w praktyce. Jej autorka Giulia Enders opowiada o naszym życiu wewnętrznym i jego skomplikowanych, wpływających na siebie nawzajem i na nas całościowo systemach, jak o jednej z najciekawszych historii, jaką kiedykolwiek przeczytałam. Na przykładzie badań naukowych opisuje nieoczywiste, ale znane już naukowcom zależności pomiędzy tym, co jemy, naszą florą bakteryjną, samopoczuciem, a nawet zdrowiem psychicznym. Wyjaśnia, skąd biorą się alergie, nietolerancje, mniej i bardziej spektakularne rewolucje żołądkowe. To połączenie medycznych zagadek rodem z dr House’a z narracją w stylu serialu animowanego Było sobie życie, o którym w ubiegłym roku przypomniał Netflix. Obala mit mózgu jako centrum dowodzenia i przenosi punkt ciężkości na układ trawienny.

Szalenie cenię tę książkę za kilka innych rzeczy – mówienie w prosty, intuicyjny sposób o skomplikowanych systemach, w tym o tematach wstydliwych, tabu, za świetne wizualizacje, trafne metafory, za potężny zastrzyk wiedzy naukowej, którą trudno mi sobie wyobrazić w bardziej skondensowany, a zarazem lekkostrawny i dowcipny sposób. Polecam ją absolutnie każdemu. Bardzo poszerza horyzonty myślenia i daje praktyczne wskazówki, jak o siebie dbać.

Ludzie

Nie skupiłam się na wirtualnych, inspirujących osobach, których mam wiele. Wybrałam takie „z krwi i kości”, z którymi mam bezpośredni kontakt, dzięki czemu wpłynęły na mnie bezpośrednio i to „do kości” właśnie.

Sari van Poelje

Moje ATowe guru, międzynarodowa ekspertka od innowacji. Jak sama o sobie mówi, pracuje głównie z firmami, które nie nadążyły w rozwoju organizacji (struktura, komunikacja, metody pracy) za sukcesem swojego produktu. Znacie ten schemat? Mała firma wypuszcza produkt, który z czasem osiąga wymarzony sukces rynkowy. Zaczyna rosnąć, a całą uwagę i energię skupia na rozwoju i sprzedaży produktu. Pączkują managerowie, zespoły, powiększa się przestrzeń. Po jakimś czasie management firmy uznaje, że to spaghetti z ludzi i procesów trzeba uporządkować, aby rozwiązać problemy, które coraz bardziej doskwierają wszystkim na pokładzie. Wtedy wkracza Sari, wspierając management w poukładaniu firmy od nowa, przeniesieniu na dobre tory. W ubiegłym roku uczestniczyłam w jej półrocznym cyklu szkoleń z Team Coachingu w Analizie Transakcyjnej, podczas którego Sari uczyła nas, jak korzystać z konceptów AT w pracy z zespołami i organizacjami. Konsultowałam z nią również przypadki, z którymi sama mierzyłam się w moich zawodowym świecie. Praca z nią była dla mnie intelektualnie wyczerpująca, momentami miażdżąca, cytując kardynała Bergoglio z filmu Dwaj papieże (polecam, choć umiarkowanie) – popełniłam samobójstwo po argentyńsku – wspięłam się na szczyt własnego ego i skoczyłam w dół. Na głęboką wodę i z asekuracją Sari, dzięki czemu jestem z siebie dumna, a jej wdzięczna.

Magda Giec

Magda jest certyfikowanym, doświadczonym coachem, mentorką i nauczycielką tej wyjątkowej i trudnej dziedziny. Poznałam ją sześć lat temu podczas prowadzonego przez nią szkolenia z coachingu. Rozpoczęła moją przygodę z mocnymi pytaniami, które potrafią zmienić bieg spotkań i zdarzeń. Od tego czasu nie tracę jej z pola widzenia. W ubiegłym roku miałam zawodowo trudny dla mnie okres. Poszukiwanie tożsamości w roli lidera, prowadzenie zespołu ekspertów, mierzenie się z codziennymi problemami, a zarazem potrzeba myślenia o organizacji systemowo, trzy kroki do przodu sprawiły, że uznałam, że czas poprosić o wsparcie właśnie ją. Już jakiś czas temu zdecydowałam, że nie chcę męczyć się sama z tematami, w których mogą pomóc mi inni. Magda obok sesji life coachingowych prowadzi także sesje executive, dedykowane dla managerów. Pomogła mi bardzo – spojrzeć na siebie z dystansu, ustalić wewnętrzne priorytety, przypomnieć o najmocniejszych stronach i o tym, co robić, żeby skutecznie z nich korzystać wtedy, kiedy najbardziej ich potrzebuję. Jestem jej za to bardzo wdzięczna.

Cenię obie te kobiety za ich ogromną wiedzę, profesjonalizm i charyzmę. Piszę o nich również dlatego, że jestem przekonana, że z pomocą innych rośniemy szybciej, bardziej intensywnie i dużo wyżej, niż bylibyśmy w stanie w zaciszu swoich czterech ścian. Pomagają spojrzeć na siebie z innej perspektywy, lepiej zrozumieć. Kiedy się nad tym zastanowić, to oczywiste, nawet dla dziecka. Jako dowód przytoczę Wam krótki dialog mojego czteroletniego syna ze swoim tatą:

  • on: Tato, co jest niewidzialne, na przykład: wiatr jest niewidzialny, co jeszcze?
  • jego tata: Powietrze też jest niewidzialne
  • on: Tak, powietrze jest niewidzialne i ty, tato, też jesteś niewidzialny
  • jego tata: Ja, dlaczego?
  • on: Bo sam siebie nie widzisz, musisz spojrzeć w lustro, albo ktoś ci musi powiedzieć, jak wyglądasz.

Prawda.

Muzyka

Słucham muzyki niemal codziennie, towarzyszy mi, kiedy jest mi dobrze i pomaga ogarnąć emocje i myśli, kiedy jest źle. Do niej tańczę i płaczę. Najbardziej inspiruje ta na żywo. Lubię też obserwować zespoły na scenie – współpracę, komunikację, relacje i (tylko) wyobrażać sobie, jak to wpływa na opowiadane przez nie historie. Ciekawią mnie kulisy ich pracy, marzę o tym, aby popracować kiedyś jako coach z zespołem muzycznym.

EABS: mistrzostwo i dla mnie ideał myślenia o zespołowości

EABS założył producent i DJ Spisek Jednego, organizator wrocławskich imprez jamowych pod nazwą Electro-Acoustic Beat Sessions właśnie. To z tych ostatnich wyrósł ten zjawiskowy, jazzowo-hip-hopowy i hip-hopowo-jazzowy zespół. Nie jestem znawczynią jazzu, ani fanką hip-hopu, ale połączenie tych muzycznych nurtów w ich wykonaniu jest dla mnie absolutnie elektryzujące. Sami napisali o swojej ostatniej płycie: „Slavic Spirits to płyta o naszych przodkach, o łączności z przyrodą, o dawnej, zaginionej kulturze i o nas samych”. Na ich koncertach to wyjątkowe, muzyczne mohito powoduje eksplozję endorfin, od której łatwo się uzależnić. To jeden z tych wyjątkowych zespołów, gdzie każdy z muzyków jest w cieniu wspólnej, wciągającej i emocjonującej, muzycznej opowieści, a zarazem wszyscy są frontmanami, kiedy robią dla siebie nawzajem przestrzeń na zapierające dech solówki. Mistrzostwo i dla mnie ideał myślenia o dojrzałej zespołowości w ogóle. Razem mogą więcej, inaczej, piękniej, choć każdy z nich jest sam w sobie „pełny” i wyjątkowy. Zresztą posłuchajcie i zobaczcie sami, jak płyną i jak niesie ich własna muzyka.

Robotyczne pianina Ólafura Arnaldsa

Islandzkiego pianistę i kompozytora Ólafura Ornaldsa poznałam przez pryzmat brzmień elektronicznego duetu Kiasmos. Kiedy jakaś muzyka wyjątkowo mnie poruszy, szukam innych muzycznych projektów jej twórców. W taki sposób trafiam zazwyczaj na kolejne perełki. Takie jak melancholijna, pełna opowieści muzyka Ólafura z pianinami w roli głównej. Sam Ólafur nazywa je robotycznymi, bo są zaprogramowane tak, aby reagować na grane przez niego dźwięki tylko w częściowo przewidywalny sposób. Nie wie, co dokładnie wydarzy się w ich muzyce, a zarazem musi na nią odpowiadać, bo grają przecież razem. Porównuje pracę z nimi do improwizacyjnego jam session. Co najciekawsze – pianina nie tworzą muzyki, którą byłby w stanie zagrać człowiek. Wydawane przez nie dźwięki są zbyt oddalone od siebie, grane za szybko, niezgodnie z pamięcią mięśni, na której opierają się improwizacje człowieka. To sprawia, że ich wspólna muzyka jest wyjątkowa, niepowtarzalna. Grę tych instrumentów Ólafur nazywa też nieustanną informacją zwrotną dla jego muzyki. Czyste piękno i dla mnie pewnego rodzaju symbol tego, jakie niesamowite rzeczy można robić, kiedy osiąga się mistrzostwo w swojej dziedzinie, a zarazem wciąż poszukuje nowych inspiracji, uczy, rozwija, współpracuje.

W ubiegłym roku mogłam posłuchać tej muzyki na żywo w Poznaniu. Nieziemska. Jeśli tylko będziecie mieli okazję, polecam bardzo.

Jeżeli chcielibyście, abym opisałam szerzej którąś z tych inspiracji, dajcie znać w komentarzu. Ciekawi mnie też, co was szczególnie zainspirowało w ubiegłym roku.

2 Komentarze

  • Izabelo, Lean Agile Coachu, liderze, droga babko – dziękuję Ci za te inspiracje 🙂 Od razu mam ochotę wszystko, co poleciłaś, czytać, słuchać, zgłębiać… O części słyszałam, mniej lub bardziej powierzchownie, wcześniej, część jest zupełnie dla mnie nowa, więc będzie co poznawać 🙂 I głosuję, żebyś opisała szerzej swoją nową przygodę intelektualną, czyli AT – chciałabym o AT poczytać Twoimi słowami, bo Ty umiesz tak pięknie opisywać, wyjaśniać i syntetyzować. Swoją drogą, Twój talent językowy urzeka mnie po raz kolejny w tym wpisie – piszesz niby prosto i lekko, ale jednocześnie tak bardzo literacko 🙂 Naprawdę dobrze się to czyta. I życzę Ci spełnienia kiedyś marzenia o coachowaniu zespołu muzycznego 😀

    • Dziękuję, Ola:) Mam na mojej liście artykułów do napisania kilka szczególnie ciekawych i użytecznych dla mnie koncepcji AT. Także będzie. Tymczasem lecę do artykułu w „in progresie”;) i pozdrawiam.

Dodaj komentarz